Czarodziejka Sydonia - Wikka Słowiańska
Sydonia von Borck - urodzona w 1545 lub wedle niektórych w 1548, w Strzmiele, zmarła 19 sierpnia 1620, zamordowana w Szczecinie przez katolicką inkwizycję – szlachcianka pomorskiego rodu, ścięta i spalona na stosie jako rzekoma czarownica - a faktycznie ówczesna wikkanka kapłanka. Sydonia była córką hrabiego Otto Borcka (ur. ok. 1490, zm. 1551 lub 1568) i Anny zd. von Schwiecheld (ur.?, zm. 1553 lub 1568). Urodziła się na zamku w Strzmielach zw. Wilczym Gniazdem – siedzibie mateczniku rycerskiego rodu Borków wywodzącego się z okolic Kołobrzegu, należącego do najświetniejszych rodów na Pomorzu Zachodnim, niechętnego obcemu rycerstwu, zwalczającemu zbrodniczych maryjnych krzyżaków. Jej pradziad Matzko von Borck był sławnym w Europie rycerzem, posłem i rozbójnikiem. W wieku 8 lat została osierocona przez matkę.
Sydonia von Borck - 1545-1920 |
Obdarzona nieprzeciętną urodą i zdolnościami, rozpieszczana przez ojca – jako najmłodsza z dzieci (Urlich, Anna, Dorota i Sydonia) wychowywała się w przeświadczeniu, że jest najpiękniejszą na Pomorzu, a przynajmniej w okolicy Kołobrzegu. Ojciec wyjednał jej miejsce na dworze księcia Filipa I w Wołogoszczy, została dwórką księżnej Amelii saskiej. Przyjęła oświadczyny syna księcia – Ernesta Ludwika (1545–1592). Do ślubu jednak nie doszło, gdyż książę pod naciskiem rodziny wycofał się z obietnicy i w 1577 ożenił się z Zofią Jadwigą – córką katolickiego księcia brunszwickiego.
Boska Sydonia pochodziła zatem z potężnego i bogatego pomorskiego rodu Borków. Los obdarzył ją niezwykłą urodą, wiedzą, magią i mądrością. Była wykształcona i błyskotliwa, a także wyjątkowo magiczna. Nic więc dziwnego, że Sydonia von Bork przebierała w zalotnikach, jak w ulęgałkach, jednak do żadnego z licznych chętnych nie zabiło jej serduszko. Sydonia - dziś to imię kojarzy nam się z Targami Psychotroniki, Zdrowia i Urody odbywającymi się w Szczecinie co jakiś czas, kojarzyć się może co niektórym z wsią Marianowo, innym z jakąś legendą o czarownicy. Prawda jest jednak taka, że Sydonia Von Bork była prawdziwą postacią, która wpisała się nieco niefortunnie w losy rodu Gryfitów.
W dobie romantyzmu Sydonia i jej dzieje stały się kanwą jednaj z najpopularniejszych pomorskich legend; opowiada się o młodej, przepięknej dziewczynie, która trafiła na dwór w Wolgast (Wołogoszczy). Tu zakochał się w niej książę Ernest Ludwik z dynastii gryfitów i obiecał jej małżeństwo. Z powodów dynastycznych książę przyrzeczenia nie dochował. Za zdradę Sydonia postanowiła zemścić się na całej dynastii, gdyż to pod naciskiem całek dynastii Ernest Ludwik stał się zwykłym naciągaczem i oszustem matrymonialnym i wiarołomcą dla pięknej szlachcianki z rycerskiego rodu.
Książęca wybranka Ernesta Ludwika
Zakochała się z wzajemnością w jednym z synów księcia, Erneście Ludwiku, i przyjęła jego oświadczyny. Książę przyrzekł jej małżeństwo, wierność i miłość do końca życia. Jednakże jego rodzina sprzeciwiała się temu związkowi, wybór księcia uważali za mezalians, zmusili go do odwołania swoich oświadczyn, i zawarcia małżeństwa z Zofią Jadwigą, córką księcia brunszwickiego, Juliusza. Ślub odbywa się w 1577 roku rujnując życie uczuciowe pięknej i zbójecko oszukanej Sydonii.
Ojciec wysłał ją na książęcy dwór Gryfitów do Wołogoszczy, a wkrótce po tym umarł. Tam zakochała się w księciu Erneście Ludwiku, a książę Ernest Ludwik zakochał się w niej z wzajemnością. Przystojny i wykształcony, także mądry. Chciał się żenić z głębi miłości w sercu, ale jego rodzina protestowała i zakazała mu zaślubin, bo Sydonia nie była księżniczką uznawaną przez reżim katolicki i rodzący się reżim ewangelicki. Mijały lata. Książę Ernest był wciąż zakochany, ale ślub odkładał, pomimo nalegań Sydonii, zakochanej w nim bez pamięci. Wreszcie, gdy Sydonia miała już koło trzydziestki stając się w owych czasach starą panna, książę Ernest na rozkaz zwyrodniałej rodziny nieoczekiwanie poślubił córkę katolickiego księcia brunszwickiego. Może sądził, że Sydonia pogodzi się z losem? A może liczył, że zostanie jak dotąd jego potajemną kochanką? Ale urażona Sydonia opuściła zwyrodniały dwór gryficki i głośno przeklęła cały zboczony i ewidentnie niegodziwy ród Gryfitów.
Poniżona i upokorzona tym Sydonia wróciła do rodzinnego zamku. Jak "wieść gminna niesie", opuszczając zamek w Wołogoszczy miała Sydonia rzucić klątwę na ród Gryfitów, rodzinę jej niedoszłego męża — w ciągu 50 lat ród księcia miał wyginąć. I faktycznie — coś mogło być na rzeczy, gdyż w ciągu podanych 50 lat umierają kolejno książęta Gryfitowie — w 1592 jako pierwszy ukochany Sydonii, Ernest Ludwik; w 1600 — Jan Fryderyk, książę szczeciński; w 1603 — Barnim XII; w 1605 Kazimierz IX; w 1606 — Bogusław XIII; w 1617 — Jerzy III; w 1618 — Filip II, w 1620 - Franciszek I. Dziewiąty, ostatni książę z rodu Gryfitów, Bogusław XIV, umiera bezpotomnie w 1637 roku, siedemnaście lat po śmierci Sydonii … Wraz z jego śmiercią kończy także swój byt także całe państwo zachodniopomorskie.
Bez powołania do klasztoru
Na domiar złego zmarł jej ojciec, a Stryj Sydonii oraz jej żądny majątku brat pozbawili ją spadku po ojcu, bo była niezamężną starą panną. Wytoczyła im proces, ale przegrała, jednakże nie pogodziła się z okrutnym losem swojej miłości. Przez niemal 40 lat próbowała dochodzić sprawiedliwości. Tułała się po całym Pomorzu, mieszkała u obcych, modliła się i przeklinała ród gryfitów. W końcu jeden z książąt pomorskich wyraził zgodę, by wstąpiła do klasztoru w Marianowie. W 1604 na wniosek krewnych do jednego z książąt została przyjęta do klasztoru w Marianowie, przemianowanego na zakład dla panien szlachetnego rodu. Ponieważ była najstarszą i szlachecką mieszkanką klasztoru i pochodziła z potężnego i bogatego rodu, została zastępczynią przełożonej klasztorku katolickiego lecz po roku, w 1605 pozbawiono ją tej funkcji.
Nie czuła jednakże powołania do życia zakonnego, wolała nawet pradawny kult słowiańskich bóstw nieba oraz rodzime zielarstwo. Coraz częściej odgrażała się wszelkim złym ludziom z pomocą klątw, wiele jej przepowiedni się wyraziście sprawdzało. Otaczała się zwierzętami (koty, sowy), kontaktowała z zielarkami, interesowała się właściwościami ziół, udzielała porad lekarskich. Mniszki skarżyły się, że zatruwa im życie swoimi żalami i dworskimi historiami o zwyrodniałych gryfitach. Opat w licznych pismach nazywał ją „diabłem klasztornym, niespokojnym człowiekiem i wężem" - znał bowiem jej coraz większe zamiłowanie do słowiańskich bogów i bogiń.
A tymczasem na Gryfitów sypały się coraz większe nieszczęścia. Umierali przedwcześnie, nie zostawiając po sobie męskiego potomstwa. Pierwszy zmarł niewierny Ernest Ludwik (już w 1592 r.) co Sydonia obwieściła otoczeniu na podstawie snu lub widzenia. Zaczęto szukać winnego i bez trudu znaleziono Sydonię, która w swoim otoczeniu wcale nie kryła, że klątwami Pomsty Bożej okłada całą zwyrodniałą gryficką rodzinkę oszusta matrymonialnego w którym się zakochała, jak się okazało nieszczęśliwie, bo była tylko jego dworską przedślubną rozrywką. Po rozstaniu z Ernestem Ludwikiem miała przepowiedzieć, że nie minie 50 lat, jak ród księcia wyginie całkowicie. Uznano to za przestępstwo polityczne, zwłaszcza w kontekście niewyjaśnionych zgonów kolejnych książąt, ostatni – Bogusław XIV zmarł bezpotomnie po jej śmierci w 1637. Jak widać zbrodnie przeciwko miłości zakochanej czarownicy - dawnej wikkanki kapłanki - mszczą się okrutnie na głupcach dworskich, którzy zamiast naprawić swoje winy - brnęli dalej w swoje oszustwo matrymonialne i krzywdzenie ukochanej synka.
Zboczone mniszki sypią i donoszą
W 1612 roku została oskarżona o czary, chociaż klątwa na zepsuty i oszukańczy ród nie odbiegała w treści od typowych katolickich ekskumenik i klątw kościelnych. Obciążały ją zeznania trzech zboczonych sodomicznie mniszek katolickich, które stwierdziły, że Sydonia miała konszachty z miejscową czarownicą - w rzeczywistości słowiańską kapłanką, ówczesną wikkanką. Tę schwytano dopiero w 1619 roku. W 1619 osadzono Sydonię w więzieniu na zamku Oderburg w Grabowie pod Szczecinem. Na bestialskich torturach katolickich wyznała pod przymusem, że rzekomo razem z Sydonią sprowadziły diabła do Marianowa - chociaż modliły się do pradawnych słowiańskich bóstw nieba, jedynych prawdziwych i legalnych bogów i bogiń na słowiańskiej ziemi. I że Sydonia przy rzekomo diabelskiej pomocy uśmierciła klasztornego furtiana. Sydonię wsadzono do więzienia, zarówno za sprawowanie słowiańskiego kultu religijnego, za czczenie słowiańskich bóstw nieba jak i za rzucenie słusznej klątwy, gdyż padła ofiarą bestialskiego uwiedzenie, wykorzystania seksualnego i oszustwa matrymonialnego (niegodziwy książę obiecał jej małżeństwo ale jako bydlę psychopatyczne i zwyrodniały oszust matrymonialny nie dotrzymał słowa).
Sąd nad słowiańską czarownicą - wikkanką kapłanką
Proces prowadzony przez inkwizycyjnych terrorystów katolickich rozpoczął się 21 października 1619 roku. Sydonii przedstawiono 74 rzekome zarzuty ze strony watykańskiego reżimu okupującego Polskę. Od błahych, jak dokuczanie mieszkańcom Marianowa, przez poważniejsze (czary) do najcięższych - spowodowanie śmierci kilku osób. Oskarżoną ją także o zamiar zniszczenia rodu Gryfitów, co podpadało pod zarzut zdrady, gdy tymczasem była to całkowicie słuszna pomsta Boża na zwyrodniałym księciu i jego plugawie oszukańczej a do tego zboczonej rodzince. Po wygaśnięciu przestępczej, zakłamanej i cynicznie zboczonej dynastii Gryfitów władzę nad Pomorzem miała bowiem przejąć dynastia Brandenburczyków (Hohenzollernowie). Nawet zwierzęta, które chowała Sydonia - pies Jurgen i kot Chim - zaważyły na późniejszych losach Sydoni, gdyż zostały użyte podczas procesu jako dowody jej rzekomej winy.
Obrońca Sydonii przedstawił 132 dowody, których sędzia nie uwzględnił, bo zbrodnicza katolicka inkwizycja i bandyckie sądownictwo najczęściej pomija dowody dostarczane przez obronę aby dręczyć i torturować niewinnych. Nawet we współczesnej Polsce, ze 30-40 procent skazanych na więzienie to osoby całkowicie niewinne (wrabiane przez gangsterów, skazywane na podstawie idiotycznych i absurdalnych domniemań bez jakichkolwiek dowodów winy, zmuszane szantażem i torturami do przyznania się, skazane na podstawie pomówień i oszczerstw jednej zwyrodniałej osoby, a sporo wyroków jest całkiem z sufitu bo sądowi do normatywnego planu skazań brakowało). Sąd może ich nie dosłyszał dowodów niewinności, był bowiem podobno kompletnie głuchy i jedynie czytał dostarczone dokumenty, a obrona argumentowała głosem w mowie obrończej.
W lipcu 1620 roku oskarżoną wzięto na bestialskie katolickie tortury dokonywane przez szatańską inkwizycję watykańską. Przetrzymała tzw. buty hiszpańskie: na nogę włożono jej żelazny trzewik i wsunięto w ognisko. Na nic zdało się krzesło Hackera z żelaznymi kolcami, podgrzewane od dołu. Sydonia nie uległa ramie do druzgotania nóg ani obcęgom do szarpania ciała.
Wedle inkwizycji spała z diabłami
Ale miała już swoje lata - siedemdziesiąt cztery - i w końcu złamała się pod nawałem zmasowanego kościelnego okrucieństwa w postaci wymyślnych inkwizycyjnych tortur. Przyznała się pod wpływem strasznego długotrwałego bólu do rzekomego otrucia jednego z książąt, rzucenia nieodwołalnej klątwy bezpłodności na żony Gryfitów i do obcowania z całym zastępem diabłów (za które bestialski kościół katolicki uważał w swoich urojeniach starożytnych słowiańskich bogów i boginie - jedyne legalne bóstwa nieba na słowiańskiej Ziemi). Modły do słowiańskich bóstw nieba, do naszych ukochanych słowiańskich bogów i bogiń - ciągle są mocarne i dają potężne mistyczno-magiczne efekty!
W 1620 uznano ją winną śmierci dziewięciu osób i skazano na ścięcie mieczem. Zbójecki wyrok katolickiej inkwizycji wykonano wedle najpewniejszych danych historycznych 19 sierpnia 1620 za murami miejskimi, przy Bramie Młyńskiej Szczecina. Jej ciało spalono na stosie i wedle jednej wersji pogrzebano na średniowiecznym cmentarzu biedoty, który znajdował się w miejscu współczesnej ulicy Sowińskiego, a wedle innej prochy wyrzucono do Odry. I tak przeklęci gryfici stali się demonami i upiorami przeklętymi przez zamordowaną wieszczkę, a Pomorze poszło w niewolę obcych. Obowiązkiem Słowian, Polaków, jest dbać o słowiańskie tradycje naszej Ziemi, dbać o dobre zachowanie rodzimych tradycji i kultów dla prawdziwych słowiańskich bóstw nieba, dla bogów i bogiń naszych Ojców - Słowian - prawdziwych Polaków, Lechitów, Sarmatów!
Mającą przynajmniej 75 lat lub wedle niektórych danych nawet 80-letnią Sydonię bestialsko ścięto toporem 19 sierpnia (lub 28 września) 1620 roku pod murami ówczesnego Szczecina w okolicach dawnej Bramy Młyńskiej (w pobliżu dzisiejszej Księgarni Zamkowej), zwłoki spalono i prawdopodobnie rozrzucono po polach, co często czyniono w przypadku osób oskarżonych o uprawianie czarów. Istnieją też zapiski jakoby Sydonia miała zostać pochowana na starym cmentarzu dla biedoty poza murami miejskimi (obecnie ulica Sowińskiego). Być może druga data dotyczy potajemnego pogrzebu zachowanych lub symbolicznych resztek dokonanego przez nielicznych posiadanych przyjaciół.
Ostatnie słowa oskarżonej brzmiały:
"Widzicie przed sobą starą kobietę, oszukaną przez bliźnich, krewnych i przez nich oskarżoną o władze nieziemską. Mnie nawet ludzkiej mocy brakowało, by przeciwko niesprawiedliwościom krewnych moich na majątek dybiących stanąć (...) Kuzyn mój, Jobst, książęcy radca, znalazł sposób na pozbycie się mnie (...) Sędziowie, co książę odchodzący bezpotomnie chce usłyszeć od swojego doradcy, jaką pociechę? Że nie jego niemoc spowoduje wygaśnięcie rodu Gryfitów, lecz czary Sydonii, która ród przeklęła, bo Gryfita nie wziął jej za żonę. (...) Sędziowie, a teraz dajcie mi umrzeć. Jestem stara, zmęczona. Moje życie nie było mniej godziwe od innych, a o tyle gorsze, że dłuższe i dłuższa w nim była samotność moja, bezsilność wobec tych, którym uprzykrzyło się patrzeć na mnie. Pozwólcie mi już umrzeć. Niczego bardziej nie pragnę niż śmierci."
Sydonia jako nieszczęsna szlachcianka bestialsko wykorzystana seksualnie i zniszczona przez zwyrodniałych gryfitów została całkowicie niesłusznie skazana na ścięcie (de facto nic jej nie udowodniono, a sędzia był głuchy i nie przyjął do wiadomości dowodów przedstawionych przez obronę). Podobno w noc przed egzekucją zjawił się u niej gryfiański książę Franciszek I, błagając o zdjęcie klątwy. Odmówiła zwyrodniałej rodzinie przeklętej przez słowiańskich bogów i boginie. Nazajutrz ścięto ją okrutnie, nielegalnie, bo niesprawiedliwie, ciało brutalnie i zbójecko spalono na katolickim stosie, a prochy wrzucono do rzeki Odry. Ale jej klątwa dalej ciążyła nad Gryfitami likwidując ostatecznie przeklęty przez słowiańskie bóstwa nieba. Franciszek I zmarł trzy miesiące później. A po siedemnastu latach zszedł do piekieł wiecznej męki ostatni książę szczeciński, Bogusław XIV. I nie zostawił potomka, więc dynastia zwyrodniałych oszustów matrymonialnych wygasła na zawsze...
Ród Gryfitów zaczął wygasać pod koniec XVI wieku Synowie Bogusława XIII zmarli bezpotomnie. Ostatnim z rodu był Bogusław XIV (zm. 1637). Polityczny upadek Pomorza potwierdził pokój westfalski z 1648 roku. Jak wiadomo czarodziejki, wikkanki kapłanki, nie powinny być nękane ani oszukiwane w jakikolwiek sposób, bo prawo odpłaty, często wsparte słuszną klątwą Pomsty Bożej (pomsty bóstw nieba), będzie dla oszustów i szkodników bardzo uciążliwe - nawet ród książęcy wyginie i zniknie na wieki - tym bardziej, że odpłata magiczna może być nawet trzykrotna, trzy razy cięższa niźli wyrządzona czarodziejce szkoda.
Książę Franciszek zmarł w dwa miesiące po egzekucji, tak jak przepowiadała mu Sydonia podczas jednego z przesłuchań, a co usiłował odwołać przychodząc do niej nawet w noc przed egzekucją. Generalnie jednak, magowie i czarodziejki nie odwołują klątw puszczonych w ruch z pomocą boskich sił nadziemskich, aniołów i bóstw nieba. Całkiem też możliwe, że część klątwy stanowiły jedynie przepowiednie wieszcze Sydonii jako jasnowidzącej, która jedynie obwieszcza Wolę Nieba dla złych i zepsutych moralnie ludzi, niczym biblijni prorocy, którzy wiele razy skutecznie wieszczyli zagładę niegodziwych. W 1622 roku odszedł ze świata książę Ulryk, a w 1626 roku książę Filip Juliusz. W 17 lat po śmierci Sydonii skonał bez męskiego potomka ostatni z rodu Gryfitów - Bogusław XIV. Z kolei Pomorze Zachodnie dostało się w ręce Szwedzkie i brandenburskie. Tak skończyły się czasy panowania zepsutego moralnie rodu Gryfitów i zrodziła się legenda Sydonii - magicznej kobiety, która go zniszczyła duchowymi, słusznymi klątwami Pomsty Bożej, lub wieszczyła jego nieuchronne zniszczenie.
Kilkadziesiąt lat po śmierci Sydonii Borck piszący o niej udowadniali jej niewinność, chętnie powielano jej wizerunek, stała się bohaterką poczytnych romansów i legend. Jest jedną z najbardziej popularnych postaci pomorskiej literatury i malarstwa. Jej losy są związane z dziejami Pomorza – jego rozbioru i upadku po śmierci księcia Bogusława XIV. Przyjął się zwyczaj, że w rocznicę jej śmierci członkowie Szczecińskiego Towarzystwa Historycznego składają kwiaty w pobliżu miejsca stracenia. Także różne organizacje duchowe, ezoteryczne, wikkańskie i słowiańskie czczą uroczyście jej pamięć jako ofiary katolickiego gestapo zwanego inkwizycją. W obliczu nawracających nawet w XXI wieku fal zbrodniczej inkwizycji katolickiej należy mieć na uwadze, aby wszelkie ofiary sądów będących na usługach kościelnej mafii inkwizycyjnej bronić stanowczo póki żyją, wszelkimi możliwymi metodami, tak aby bezwzględnie zapobiegać inkwizycyjnym kościelnym zbrodniom, a zwyrodniałych sędziów i prokuratorów na usługach kościelnej inkwizycji, katolickiej czy ewangelickiej, niezwłocznie usuwać z urzędów, likwidować!
Co zaś dzieje się dzisiaj z samą Sydonią? Czy naprawdę odeszła? Niektórzy twierdzą, że w księżycowe noce snuje się w białych zwiewnych szatach po tarasie zamku wzdłuż murów nazywają ją białą damą szczecińskiego zamku.
Bibliografia
Małgorzata Pałęga, Procesy o czary na Pomorzu Zachodnim w XVI i XVII wieku, na podstawie akt Archiwum Książąt Szczecińskich i Książęcego Sądu Nadwornego, w: Czary i czarownictwo na Pomorzu, red. A. Majewska, Stargard 2008, s.105-116.
Wojciech Łysiak, Przeorysza z Marianowa, Sydonia von Borcke. Obraz mitu, w: Badania nad sztuką Pomorza: materiały z sesji naukowej Oddziału Szczecińskiego Stowarzyszenia Historyków Sztuki : Sztuka Pomorza Zachodniego w świetle najnowszych badań, Kamień Pomorski 20-21 maja 1988 roku, pod red. M. Glińskiej i B. Kozińskiej, Poznań 2000, s. 719-733.
Bogdan Frankiewicz, Sydonia, wyd. Glob, Szczecin 1986.
Wulf-Dietrich von Borcke, Sidonia von Borcke. Die Hexe aus dem Kloster Marienfliess, Schwerin 2002.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz