czwartek, 19 maja 2005

Nauka pedofilskiej religii

Nauka Pedofilskiej Religii Katolickiej - Kastracja Księdza Pedofila!

Wspomnienia autobiograficzne 


(English Note!) Help to stop priest pedophilia in Poland! Catholic pedophile priests rape children in Poland, and police, prosecutors and courts harass victims of pedophile priests… Autobiographic memories of the victim!

Jeśli chodzi o nauczanie religijnej wiary, to nie zrobił tego żaden katolistyczny, ani protestancki ksiądz, gdyż na lekcje religii do katolickiej sekty nigdy nie uczęszczałem, a to z kilku powodów. Moi rodzice byli zorientowani ku pradawnej kulturze słowiańskiej. Matkę w dzieciństwie księża zgwałcili wielokrotnie w czasie śpiewania w kościelnym chórze jak była nastolatką w rodzinnej wsi koło Kisielic (diecezja pelplińska wówczas), to miała awersję do klechów i pedofilskiej sekty katolików, acz było to tabu, o którym nie wolno było mówić w mojej rodzinie, aby nie denerwować matki wspomnieniami. 


Ojciec w czasie hitlerowskiej okupacji był w łagrze hitlerowskim w Berlinie i osobiście jako przymusowy robotnik w III Rzeszy zwyrodniałego katolika Adolfa Hitlera, oglądał, jak ówczesny papież Pius błogosławił gestapowskie SS udające się do Polski mordować Naród Polski. Od tego czasu mój ojciec Teofil nigdy już nie wszedł do żadnego katolskiego tak zwanego „kościoła”, ani nie uczestniczył w żadnej katolistycznej mszy. Ojciec był jednak bardzo zainteresowany w starożytnej, prawowitej kulturze Słowiaństwa.

Pierwsze spotkanie z klechą katolickiej, tak zwanej religii, zniechęciło mnie do jakiegokolwiek zainteresowania się tą nachalnie prozelicką sektą i jej dogmatem. Społeczne naciski na uczęszczanie do sekty katolików i na jej katechezy ominęły mnie w pierwszej klasie (1969/70) szkoły podstawowej całkowicie, gdyż pranie mózgu dzieci odbywało się po południu, a lekcje szkolne były rano i musiałbym czekać na ich śmieszne lekcje przez kilka godzin w odległej o cztery kilometry od domu wiejskiej szkole, na wsi jaką był Breńsk w gminie Czarne k/Szczecinka. 

W drugiej klasie szkoły podstawowej sporo chorowałem i tylko do księdza uczącego katolskiej religii nie docierało, że dziecko chore nie będzie do niego specjalnie dojeżdżać, acz ze szkołą państwową nie było problemu, nawet w dobrym socjalistycznie-demokratycznym szpitalu w Człuchowie! Jak już zacząłem ponownie uczęszczać do szkoły, a było to dopiero w maju, to klecha, katecheta, tymczasowy proboszcz z Rzeczenicy, a jakże, zadbał, abym z pomocą ludzi ze wsi został siłą, przemocą doprowadzony na tę jego katolicką pseudoreligię czy też rzekomą katechezę religijną. 

Instynktownie przeczuwałem, że jest to coś demonicznie złego, ciemnego czy potwornego, koszmarne odczucia rodziły się, gdy słyszałem od rodziców, że klecha znów się pluł z ambony, że nie chodzę na te jego religie, gdy byłem chory w szpitalu lub gdy leżałem w domu powalony reumatyzmem. 


Zaciąganie siłą polegało na tym, że ksiądz zrobił religię wyjątkowo po normalnych lekcjach szkolnych, a dzieci z klasy musiały mnie siłą z pomocą katolickich dorosłych przymułów doprowadzić, zaciągnąć siłą w brutalny sposób i przy całym steku wyzwisk katolickich pod moim adresem na tę katolską jego katechezę czy pranie mózgu dzieci. Jak raz ksiądz wykładał wielce uczenie o „miłości chrystusowej”, a tym, co niezbyt uważali, ochoczo przykładał drewnianą laską po tyłku, po rękach, a zdarzało się, że i po plecach czy głowie. 

Dziwiłem się, że wszyscy w klasie boją się potwornie tego gościa w czarnej sukience, cuchnącej smrodliwie z daleka czymś zatęchłym. Niestety byłem trzymany i pilnowany, abym nie mógł uciec przypadkiem, ale trudno mi było pojąć, dlaczego pozostali od razu nie uciekli przed ciemniackim, brutalnym, zwyrodnialcem zadającym ból dosłownie, co chwilę któremuś z pozostałych dzieci. 

Coś mnie wtedy natchnęło, a miałem ledwie osiem lat skończone, aby go zapytać czy ta jego miłość chrystusowa polega na okładaniu kijem słabszych od siebie. Klecha wnerwił się, zasapał, zadyszał i zaczerwienił się. Część zaczęła się śmiać, część coś burczała w stylu, „ale dostaniesz teraz.”

Powiedział wtedy groźnie: „chodź no tu do mnie”, ale widząc jak srodze bije, wstałem, porwałem tornister i pobiegłem w stronę drzwi. Puszczono mnie, bo pilnujący myśleli, że idę do księdza z tej ich katolskiej, a raczej katowskiej sekty. Splunąłem jeszcze za siebie, warknąłem coś, jakby odganiając zły urok złego czarnoksiężnika. Zresztą czarną, szmatławą sukienkę trudno skojarzyć z czymś innym niźli z czarnym charakterem, czy złym czarnoksiężnikiem

Wziąłem w biegu, porwałem mój rowerek, którym dojeżdżałem bite cztery kilometry do wiejskiej szkółki w Breńsku zwanym też Brzęczkiem i ledwie zdołałem umknąć, bo byłem goniony przez resztę klasy i dorosłych, a niektórych wzburzyło, jak można splunąć w stronę czarciego klechy katolickiego. Dziwne, że nie burzyło ich drastyczne bicie ich własnych dzieci i pieprzenie o jakiejś miłości chrystusowej, bardzo dziwne, widać mózgi wyprane katechezą. 

Breńsk to bardzo mała wieś na trasie CzarneRzeczenica na Pomorzu. W owych czasach była tam czteroklasowa szkoła podstawowa. 

Jakiś czas miałem spokój, ale proboszcz klechowni nie dał za wygraną, bo niestety zostałem za tydzień ponownie doprowadzony do księżulka katolickiej sekty, przy okazji następnej katechezy, która miała być indywidualna, niejako tylko dla mnie. Ewangelizacja dzieci i młodzieży, jak się to złudnie i pięknie nazywa odbywało się, a jakże, dla mnie bezboleśnie jakimś cudem, acz terrorystycznie, pod doprowadzeniem siłą i strażą (z członków katolickiej sekty złożonej)! 

Tym razem księżulo watykański kazał mi zostać po lekcji religii, bo rzekomo chciał ze mną porozmawiać, a że był wyjątkowo milutki, więc nie wyczuwałem w tym żadnego czartowskiego podstępu o tyle, że wychodzący z katechezy blokowali drzwi, abym nie mógł uciec z jaskini katolickiej wersji miłości chrystusowej! 

Proboszcz katecheta, gdy zostałem z nim sam na sam na indywidualną katechezę czule mnie przytulił, posadził na kolana, zaczął wycałowywać, ślinić i w końcu rozbierać, zdejmując, a raczej rozpinając swoje i moje spodnie, a silne było chłopisko. Wyjął swego katolickiego kutasa, czyli fiuta i kazał sobie głaskać i ściskać i chciał, aby tę jego śmierdzącą laskę obcałowywać i brać do rączki czule. Obróciłem się wtedy, aby się wyrwać i uciekać, ale próbował mi ściągać spodnie ze slipkami, żeby móc wkładać tego watykańskiego smrodka do mojego otworu odbytowego, a po to przecież mnie obmacywał i rozbierał, abym dowiedział się, jakie jest oprócz rowerowego jeszcze znaczenie słowa pedał (tak wówczas mówiono na określenie starszych mężczyn molestujących dzieci i młodzież). 

W owym wieku słowo „pedał” znane mi było tylko jako część od mojego rowerka, którym dojeżdżałem do szkoły, jednak sytuacja wydawała się zupełnie anormalna i niebezpieczna, obcy się rozbierał i próbował mnie rozbierać. Czułem strach i potrzebę obrony siebie. Szczęśliwie miałem w kieszeni bardzo ostry kozik, scyzoryk, podarowany mi przez mojego starszego brata Romana Matuszewskiego jako prezent dla obrony własnej i bezpieczeństwa na leśnej drodze do szkoły (mającej prawie cztery kilometry). 

Kozik ten służył wcześniej do kastrowania baranów, czemu miałem się okazję dobrze przyjrzeć, gdyż ojciec był hodował owce i barany w liczbie około 50-70 sztuk rocznie. Oglądanie co robią barany czy psy w gospodarstwie z pomocą części ciała służących prokreacji jest w moim wypadku bardzo dobrą edukacją dla dziecka. Jeszcze bardziej przydatne okazało się oglądanie, jak weterynarz kastruje barany obcinając im jaja. Nigdy dość edukacji i uświadamiania dzieci. 

Przydała się wiedza i dobry nożyk od brata, bardzo ostry do kastrowania w sam raz, bo do tego wcześniej był używany. Obróciłem się, na co klecha się ucieszył, uchwyciłem jajca księżulka w rączkę czule, że aż zajęczał i zasapał dewiant z zachwytu i wyjmując drugą ręką odbezpieczony kozik z kieszeni przyciąłem mu jajca tak, jak się tnie baranie jajca przy kastracji, tyle, że razem z workiem, że krwi bryznęło sporo, a klecha zawył z bólu. I jeszcze fiutka katolickiego proboszczowi przyciąłem, choć był twardy jak stal szwedzka, duży, gruby i sprężysty. Przyciąłem czyli odciąłem mocno przy nasadzie, co dało pewność, że już się do otworu odbytowego żadnego dziecka nie będzie bydlak watykański nigdy więcej ani wciskał ani nawet próbować. 

Z tak zdobytym trofeum niczym Indianin ze skalpem wybiegłem triumfalnie z lekcji katolickiej religii czy raczej dewianckiego zboczenia, a jak się okazało nikt już pod drzwiami salki katechetycznego gwałcicielstwa na mnie nie czekał, zresztą dobre pół godziny indywidualnej katechezy byłem zaliczyłem próbując pojąć, czym jest sekta rzymskiego katolicyzmu. Klecha poświęcił parę minut na oswajanie dziecka trzymanego na kolanach, zanim wyjął swojego kutasa – po raz ostatni w życiu. Żadna siła nie mogła mnie już więcej doprowadzić dobrowolnie na tak zwaną katechezę do parafii sekty katolików rzymskiego zboczenia. 

Wszyscy moi koledzy i koleżanki z wiejskiej szkółki pod przymusem zjadliwej, społecznej presji, wsiunowatego terroryzmu chodzili tam i wielu było dupconych przez klechów, ale siebie od tego katozboczenia wybroniłem. Afera była na całą okolicę, że syn leśniczego księdza uszkodził nożem, a rodzice szczególnie matka, mieli w okolicy pewne nieprzyjemności ze strony parafialnych wspólników i popleczników rzeczonego księdza, czyli dewianta.

Ksiądz zboczeniec (A.G.) szybko zniknął z okolicy, a parafia w Rzeczenicy ma w tym czasie wakat na księżowskim stołku. Podobno jakiś wikary to był, co nie był jeszcze w pełni proboszczem ale tzw. pełniącym obowiązki proboszcza, a jego zniknięcie uniemożliwiło nawet przesłuchanie go przez ówczesne MO - bo kościół go gdzieś przeniósł (na zesłanie poszedł się leczyć - mówił kolejny ksiądz). Już w tamtych latach było jasne, że jak ksiądz jest zboczeniec, to znika i trudno go znaleźć. Oficjalnie udał się na leczenie, bo się zboczeńcowi krzywda na jajkach stała - syn leśnika zranił księdza nożem - nikt nie chciał głośno mówić w jakie miejsce. Część dzieciarni mówiła, że dobrze, że go już nie ma, a część na mnie pluła siarczyście obelżywymi słowami przy różnych okazjach. 

Zboczone klechy próbowały mnie jeszcze uczyć tej swojej miłości chrystusowo-watykańskiej, siłą kolejnego proboszcza z Rzeczenicy (S.G.), a w czwartej klasie szkoły podstawowej w Czarnem (J.T.), a także gdy miałem około 15 lat tuż przed wyborem tak zwanego papieża Polaka, czyli jak się okazało po jego wyborze herszta polskich pedofilów z katolickiej sekty. 

Otarłem się jeszcze o tę tak zwaną „religię” katolicką w klasie czwartej szkoły podstawowej, jednak siostra katechetka nie wzbudziła we mnie zaufania, pomimo najszczerszych starań, gdyż pazerna na „owieczki” katechetka, próbowała zaprzyjaźnić się z moją matką, będącą leśną zielarką. Chodziło jednak w tej obłudzie o pozyskanie baranka do czartowskiej i dewianckiej sekty. Kiedy dowiedziałem się, że sekciara używa często linijki, albo pięści do celów dydaktycznych, to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. 

Pomimo, że chodziłem już do innej szkoły, do Gminnej Szkoły Podstawowej w Czarnem k/ Szczecinka i że zmieniła się klesia parafia, którą teraz było owo Czarne k/Szczecinka, spotkanie z klesicą było zawsze pierwsze i ostatnie, oczywiście pod przymusem, bo sekta katolików zdolna jest do najgorszego terroru, aby zdobyć współwyznawcę, omamić dziecko, wyprać mózg, odczłowieczyć. Z leśniczówki dojeżdżałem teraz całe sześć kilometrów autobusem do stolicy gminy w Czarnem i oczywiście do szkoły. Interesowała mnie tam najbardziej dobrze zaopatrzona księgarnia oraz biblioteki, tak szkolna, jak i miejska, bo państwo socjalistyczne dobrze dbało o oświatę dla wszystkich obywateli, a nie o prywatę. 

Razu jednego, gdy byłem w czwartej klasie, część silnych chłopaków z klasy (jeden z nich został później księdzem pedofilem) chciała mnie oczywiście na rozkaz katechetki i klechów, doprowadzić siłą na lekcję ichnej religii katolickiej. Wywiązała się z tego niezła szarpanina i bójka. Niestety, takie przekleństwa miotałem na ich kościół, kler i katechetów, że chociaż byłem już obezwładniony i niesiony, a raczej ciągnięty w wiadomym kierunku, to ze wstydu przed owymi soczystymi epitetami, zostałem puszczony wolno. Oczywiście jak na złośliwe katolstwo przystało, po pewnym czasie, bydlaki katolickie ponowiły próbę doprowadzenia siłą w brutalny sposób, o czym będzie już osobny esej, dalsza część przykrych przeżyć z zakonną cieczką watykańskich katechetek. 

Jednakże już wtedy spostrzegłem, że im większy tępak, im bardziej dzieciak ograniczony umysłowo, im bardziej głupkowaty i prymitywnie skłonny do rozboju - tym większy katolik. Nic już tego obrazu katolickiego zbydlęcenia i dewiacji nie zmieniło. Niewątpliwie dzięki takim przeżyciom jestem do dzisiaj i chyba na zawsze gorącym zwolennikiem swobody wyboru religii i wyznania już od najmłodszych lat życia i do bezwzględnego egzekwowania tego prawa w każdym wieku. Odkąd nie pozwoliłem się za pierwszym razem doprowadzić na katechezę sekty katolików, siostra katechetka i jej kumpelka od klas starszych, zaczęły uprawiać propagandę nienawiści pod adresem mojej rodziny. Przejrzałem w ten sposób całą dewiancką, bezczelną obłudę tak zwanych siostrzyczek i kleru.

Wspomnienie pierwszego księdza – zboczeńca na pewno jest bardzo żywe i wyraziste, podobnie zetknięcie z prymitywnością i brutalnością katolskiego gówniarstwa z tej samej szkoły i klasy oraz ich skatoliczałych rodziców - parafialnych aktywistów. Skutki głupkowatego stosowania przymusu w sprawach wiary, przymusu inkwizycyjnego i niewątpliwie zbrodniczego oddalają od organizacji nawet tak licznej dotąd jak katolicyzm. Już w drugiej klasie szkoły podstawowej modliłem się spontanicznie „o zniknięcie i unicestwienie całej patologicznie zboczonej sekty katolików”. 

Zmniejszająca się od tego czasu liczba klechów i wyznawców na całym świecie dobitnie świadczy o tym, że Bóg jest i modlitwy spełnia, acz stopniowo i powoli, co jest pewnie zasługą i wielu tysięcy innych ofiar, o których stopniowo dowiadywałem się coraz więcej i więcej. Jest to początek moich doświadczeń, ale dalsze jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że katolicyzm to coś obrzydliwego, zboczonego i zbrodniczego, na co można tylko pluć, rzygać i przeklinać jak najbardziej siarczyście. 

W całym biegu życia nic dobrego z rąk czy raczej szponów katolików mnie nigdy nie spotkało. Pewnie dzięki temu poznałem lepiej i głębiej buddyzm, hinduizm, zoroastryzm, islam i religię żydowską, z czego najbardziej głębokim i duchowym okazał się hinduizm, a ściślej wedyjska i śiwaicka duchowość Wschodu, jakże identyczna w swych podobieństwach ze słowiańską kulturą, w której duchu byłem w znacznym stopniu wychowany przez rodziców. 

Przy innej okazji napisze jeszcze o molestowaniu mnie przez księdza pedofila z miejscowości Czarne k/Szczecinka w IV klasie szkoły podstawowej, bo atak katechezo-dewiantek to tylko było małe preludium do dalszych zakusów na otwór odbytowy dziecka, które nie uczęszczało na religię katolicką. A i jeszcze o molestowaniu mnie przez jednego bardziej znanego księdza dewianta Karola W. w okolicach Zakopanego w 1978 roku, kiedy to już świeżo 15 lat kończyłem. Byłem wtedy na zimowisku, a kler ochoczo zapraszał dzieci z takich miejsc na swoje imprezy, chociaż państwo miało niby być świeckie i ateistycznie - na papierze, owszem było, ale w rzeczywistości nie koniecznie. 

Mój zgwałcony najbrutalniej wtedy, koło Zakopanego kolega Adam rozpił się później topiąc w alkoholu te przykre wspomnienia i popełnił po tym cyrku dewiacji katolickiej samobójstwo (jakiś czas po tym, a wybór Karola Wojtyły na papieża się do tego przyczynił), to wspominam o tym w dowód pamięci tej ofiary księży chorobliwie zboczonych seksualnie. Trudno pisać o takich incydentach, kiedy jeden ksiądz zboczeniec ma się dobrze, jest nawet uwielbiany w pewnych kręgach i potrafi zastraszać inne ofiary, stąd w publikacji pomijam nazwiska, bo obawiają się o swoje życie w tym fanatycznie talibanowym państewku jakim jest średniowiecznie klerykalna jeszcze Polska RP. 

Powiem tylko zachęcająco, że mówienie głośno wśród znajomych i rodziny, że się miało w życiu „incydent z dobieraniem się przez księdza do otworu odbytowego” powoduje nawet wzrost sympatii, a wielu kolegów i koleżanek też przyznało, że dzięki mnie odważyli się mówić o tym głośno, nawet własne i cudze małe dzieci ostrzegając przed księdzem jako przed społecznym złem. Mniej więcej od 1996 roku doświadczyłem z rąk i ust katolickich pedofilów prawdziwego piekła na ziemi, bo pisałem skargi na pedofilski kler oraz domagałem się za każdy incydent z księdzem pedofilem wysokiego odszkodowania, na poziomie amerykańskim i europejskim, gdzie sumy idą w miliony dolarów i miliony Euro za gwałcenie oraz molestowanie pedofilkie, szczególnie wielokrotne.

Doświadczyło mnie swoimi zboczeniami czterech księży katolickich, w tym jeden kościelny prałat (później został prałatem) i jeden biskup katolicki. To po części skutki tego, że moja matka pisała sążniste skargi do instancji kościelnych, prokuratorskich i partyjnych, co w PRL i tak nikogo nie ruszało, a wszyscy nagabywali do milczenia w sprawach pedofilskich zboczeń (wówczas mówiono o pederastii, gwałceniu i sodomii). Pedofilscy działacze katoliccy nękali mnie, torturowali, grozili zabójstwem, zniszczeniem, likwidacją, pomiatali mną w swoich pedofilskich i propedofilskich gazetach i telewizjach - takich jak chociażby Gazeta Wyborcza, Wprost, Newsweek, TVP, TVN,  Polsat, które kurs prokościelny zmnieniły troszeczkę dopiero, jak wielkie afery i skandale pedofilskie dopadły zboczony kościoł katolicki na całym świecie, tak dopiero po 2010 roku. Byłem bandycko represjonowany w latach 1996/1997 przez katolicką policję polityczną w Częstochowie i Jasną Górę, ponownie w latach 1999-2001 przez tę samą mafię pedofilską, togowo-sułtannową, katolicką. Potem w roku 2002/2003 i w latach 2006-2008 przez pedofilski gang kościelnych aktywistów z całej Polski - co spowodowało nękanie i torturowanie przez pedofilską prokuraturę okręgową i pedofilski sąd okręgowy w Warszawie, a do tego przez pedofilski gang Józefa Glempa diecezji gnieznieńskiej, potem bydgoskiej - w Bydgoszczy w latach 2003-2005 - gdzie trzy razy zostałem złośliwie przez katolickich aktywistów pedofilskich wysłany na badania psychiatryczne, a trzy zespoły biegłych sądowych niezależnie od siebie orzekły, że jestem zdrowy psychicznie, w tym, że nie mam żadnych defektów wskazujących na przebycie stanów psychotycznych.

Niestety, nikt nie chciał słuchać, że pomówienia i oszczerstwa wobec mnie dokonywane przez działaczy pedofilskiej mafii w kościele katolickim to absurdalne wymysły dokonywane jako kłamliwe oszczerstwa (włącznie ze znieważaniem mojej ukochanej alternatywy religijnej) z tego powodu, że domagam się od katolickiego kościoła wysokiego odszkodowania i że wogóle mówię głośno oraz piszę o tym, jak molestowali mnie swoimi zboczonymi kutasami katoliccy księża i jak byłem nękany w dzieciństwie przez pedofilskie warcholstwo z katolickiej sekty. Pozostaje przykre i nieodparte wrażenie, że mówienie o swoich przeżyciach i złych doświadczeniach oraz ciężkich emocjach z księżmi, prałatami i biskupami pedofilami oraz domaganie się wysokiego odszkodowania za molestowanie i gwałcenie przez księży w latach 70-tych XX wieku - spotyka człowieka z rąk pedofilskich wyznawców katolicyzmu pracujących w policji, prokuraturach i sądach jedynie bestialskie dręczenieprześladowanie, nękanie, bezprawne trzymanie na zatrzymaniach w tak zwanych dołkach (izbach zatrzymań), w tak zwanych aresztach tymczasowych (wydobywczych), wysyłanie po kilka razy na jakieś katolickie badania psychiatryczne (do zagorzałych katolickich psychiatrów, którzy też nie chcieli słyszeć o molestowaniu przez katolickich księży i od razu kazali mi "zamknąć ryja w temacie", tak, że nawet bałem się o tym mówić). Za cierpienie w dzieciństwie byłem i ciągle jeszcze niestety jestem w plugawy sposób nękany i dręczony - zastraszającymi napadami policynych bandytów katolickich, wezwaniami do pedofilskich prokuratur oraz pedofilskimi oszczerstwami w pedofilskich brukowcach katolickich (zwykle są to znieważenia mojej wiary religijnej). Katolicka sekta i jej zwyrodniali aktywiści pedofilscy i propedofilscy nie mogą chyba znieść, że ktoś woli wyznawać wschodnie religie, bo ideologię katolicką obrzydzili mu sami księża, prałaci i biskupi swoimi zboczonymi katolicko-pedofilskimi chuciami, chorymi żądzami.

Czy wobec takich zbrodni peodfilskiej mafii księży i ich pedofilskich aktywistów z policji i prokuratur oraz sądów - domaganie się chociażby jednego miliona euro za każde molestowanie przez zboczonych księży (czterech księży katolickich), a do tego po milionie euro od rządu polskiego pedofilię księży popierającego z pomocą bandyckiego terroru policyjnej pałki, grożenia zabojstwem w policji i prokuraturze, trzymaniem po aresztach tymczasowych, nękanie oszczerczymi publikacjami w pedofilskich katolickich telewizjach i gazetach - za każdy rok doświadczonej przemocy państwa nade mną i moją odmienną od katolicyzmu wiarą religijną to dużo? Milion euro ze skarbu państwa za każdy rok nękania policyjno-togowego od sierpnia 1996 roku począwszy. A do tego bezwzględnej rejestracji Antypedofilskiego Bractwa Himawanti, któremu pedofilska mafia katolicka okupująca Wydział Wyznań MSWiA bezprawnie i bezpodstawnie odmówiła nadania statusu osoby prawnej. Jak rząd nie ma pieniędzy na odszkodowania dla mnie i innych ofiar, to proszę jak w Holandii, spieniężyć tysiąc kościołów i plebanii, sprzedać majątki sekty katolickiej po cenie komercyjnej - kościołów tysiąc zamknięto, bo sam kościół w drodze ugód sądowych musiał płacić ofiarom wysokie odszkodowania, od jednego do sześciu milionów euro na osobę poszkodowaną przez księdza podofila katolickiego.

Kościelna mafia pedofilska od 1996 roku znowu napadała mnie i nękała, torturowała i nawet w aresztach przetrzymywała rękami swoich pedofilskich służalców, kościelnych aktywistów, także tych z policji i prokuratury oraz sądów. Nigdy żaden policjant, prokurator ani sędzia, nie raczył wysłuchać co mam do powiedzenia jako ofiara katolickiego molestowania seksualnego dokonywanego kolejno przez księży katolickich - i to pomimo tego, że ich pedofilski kościół omijałem z daleka. To oni mnie dopadali, zmuszali siłą do katolickiej katechezy, doprowadzali na religię katolicką siłą, a to kończyło się molestowaniem przez kolejnego księdza pedofila. Dla mnie cała sekta katolicka na zawsze to zboczona mafia pedofilska i propedofilska, która w całości powinna zostać zdelegalizowana, a uprawianie katolicyzmu zakazane na zawsze. Najwięcej złego od 1996 roku za mówienie głośno o pedofilii księży w kościele wyrządziła mi pedofilska mafia z Jasnej Góry oraz pedofilska sekta dominikańska (oraz ich działacze z Gazety Wyborczej i Gazety Częstochowskiej - które za mówienie i pisanie o molestowaniu przez kler lżyły mnie i moją działalność terapeutyczną oraz duchową, a inne media bezmyślnie przepisywały brednie pedofilskiej Gazety Wyborczej). Nawet moja wiara religijna rodem z Indii i Tybetu została plugawie znieważona przez kościelnych aktywistów uprawiajacych w swojej sekcie pedofilię i inne zoboczenia. To wina kleru i katolickich aktywistów którzy mnie nękali i dręczyli przez lata, że dla mnie tak od lat 1999-2001 - ksiądz i pedofil to synonimy, a kościól katolicki i mafia pedofilska to pojęcia przynajmniej bliskoznaczne. 

Ofiary księży pedofilów! Zacznijcie mówić o tym, co was spotkało bardzo głośno, publikować wspomnienia, a z czasem zaczniecie być szanowani i cenieni, acz nie musicie od razu wskazywać nazwiska księdza, jeśli jeszcze żyje, żeby nie narażać się na zbrodniczy odwet personalny ze strony takiego kościelnego pedofila, który może się poczuć urażony, że się mówi o jego zboczeniu i sekcie pedofilskiej w sposób bezceremonialnie krytyczny i emocjonalnie prawdziwy. Piszczcie do parafii, dekanatów i kurii biskupich, chociażby anonimowo, że domagacie się odszkodowania za zbrodnie pedofilskie z lat w jakich was gwałcono w kościele katolickim. Ta złowroga bestia za wszystkie swoje zbrodnie na ofiarach księży musi zapłacić, nawet tym, co siedzą w więzieniech za to, że pozbyli się księdza pedofila mordując go z premedytacją (za każdy rok siedzenia w pierdlu, milion euro odszkodowania to kwota jaka wydaje się być minimalna, a skarb państwa niech ponosi koszta zboczeń kleru katolickiego z którym bezmyślnie kolaboruje zamiast zarazę pedofilską wytępić. Tylko wasze milczenie pozwala istnieć temu imperium pedofilskiego zła jakim jest inkwizycyjny, faszystowski i zboczony katolicyzm, podszywający się z tym wszystkim pod Patriotyzm, Naród i Ojczyznę, Boga oraz Honor! 

(C) Edycja I - Szczecinek 1980 – Toruń 1994 - by Mohan Ryszard Matuszewski
Uzupełniane stopniowe w latach 1996, 2001, 2005, 2010 i 2018...
(Zezwala się na przedruk publikacji wyłącznie w całości)


Contact with the Victim: P.O. Box 247; 44-100 Gliwice 1, Poland

Art. 73 Konstytucji: „Każdemu zapewnia się Wolność twórczości artystycznej!” 

Art. 54.1 Konstytucji: „Każdemu zapewnia się Wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji!” 



Stop zbrodniom księży pedofilów, pedofilskiej policji, prokuratury i sądów umoczonych w ochronę księży pedofilów i dręczenie ofiar katolickiego kleru! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

PLUTON - Wielka Pomyłka Astrologii

PLUTON - Wielka pomyłka i ściema w astrologii W astrologii, cykl dwudziestolecia to zasadniczo  cykl saturniczno-jowiszowy, którego trzeba ...